KLEPSYDRA SZTUKI | Vera Kobylińska i Arek Szwed

Data
Godzina
Miejsce
29/07
14:00 wernisaż
GALERIA LEONARDO
29/07
14:00-20:00
GALERIA LEONARDO
30/07
10:00-20:00
GALERIA LEONARDO
31/07
10:00-20:00
GALERIA LEONARDO
01/08
10:00-20:00
GALERIA LEONARDO
02/08
10:00-20:00
GALERIA LEONARDO
03/08
10:00-20:00
GALERIA LEONARDO
04/08
10:00-20:00
GALERIA LEONARDO
05/08
10:00-20:00
GALERIA LEONARDO
06/08
10:00-20:00
GALERIA LEONARDO


OPIS

Artystów łączy swoisty dystans do samych siebie, niekiedy posunięty aż do autoironii, a zarazem duża wrażliwość na otaczający świat i zdolność do wnikliwej obserwacji.

WERNISAŻ | 29 lipca 2017, 14:00
TERMIN | 29 lipca – 15 sierpnia 2017, 10:00-20:00
MIEJSCE | Galeria Leonardo, ul. Klasztorna 1a
WSTĘP WOLNY

FB/GaleriaLeonardo


AUTOR
VERA KOBYLIŃSKA – „Miałam szczęście. Urodziłam się jako siódme pokolenie artystów w rodzinie. Moi poprzednicy szczycili się dyplomami Akademii Monachijskiej lub wykształceniem wyższym przyniesionym z Paryża. Do tego dziadek Szymon Kobyliński, czy też należałoby powiedzieć – dziadkowie, bo to oni jako klasyczni przedstawiciele świata kultury i inteligencji swoich czasów wyznaczali nasz ton i kierunek. Mój dom był pełen książek, których autorami często byli nasi znajomi, także przedstawiciele owej kultury. Mój dom, gdzie do szóstego roku życia mieliśmy już przeczytaną na głos większość dzieł Sienkiewicza, 'Pana Tadeusza', opowiedzianą 'Iliadę', 'Odyseję' i 'Ballady' Mickiewicza, poznanego Baczyńskiego i Poświatowską. Gdzie wakacje spędzało się, malując, jeżdżąc konno i czytając książki. Wręcz niecodzienne w PRLu, takie z czasów przedwojennych bycie i życie.

Oprócz kultury bardzo ważne były dla nas zwierzęta. Miłość do braci mniejszych jest czymś, co otaczało mnie od zawsze. Z opowieści rodzinnych znałam Zuzię – niedźwiedzicę z zoo, którą w latach 60. XX wieku do warszawskiego mieszkania wzięła na odchowanie babcia Kobylińska. Ale już z moich czasów są, oprócz psów, jeże, kawki, sikorki, wrona, koza i moje konie. Zwierzęta były wokół. U Kobylińskich, u malarza Ludwika Maciąga (pamiętam piękny wierszyk wpisany w księgę pamiątkową po którejś wystawie: 'Chociaż koń ją pociąga, to nie ściąga od Maciąga'), rzeźbiarki Anny Dębskiej i wielu tych, których miałam szczęście poznać na swej artystycznej drodze.

W nawiązaniu do mojej twórczości dziadek Szymon Kobyliński mówił: 'Nie jest ani twoją winą, ani zasługą, że masz znane nazwisko, ale teraz będziesz miała gorzej, bo całe życie będziesz dorabiać swoje imię do już otrzymanego nazwiska'. I chyba tak to wygląda. W pełni doceniam łatwy start który dostałam, ani od niego nie uciekam, ani nie próbuję się go wyrzekać, ale też wiem, że reszta zależy ode mnie, od mojej pracowitości i sumienności. Talent to podobno tylko 5 procent sukcesu.

Mogę się cieszyć, że udało mi się wypracować własny styl. Trochę wzięłam od Dziadka – w końcu jego pracownia, stalówki, papiery, zapach czarnego tuszu i plakatówek Talensa (zawsze tych używał), od zawsze były dla mnie codziennością. Trochę z plakatowego myślenia Ludwika, rzeźby Ani, fotografii Mariana Gadzalskiego czy Raczkowskiej. To byli moi mistrzowie, moje zachwyty i inspiracje. Doszły do tego jeszcze poszukiwania w technikach graficznych, na blasze, na kamieniu – nigdzie indziej nie znajdziemy takiej lekkości i przejrzystości poszczególnych warstw. W tym, co robię, nie ma zawiłej genealogii, skomplikowanych przemyśleń. Retorykę i dyskusje zostawiam na rozmowy z ludźmi. Moja sztuka to po prostu radość i miłość do tego, co mnie otacza”.

AREK SZWED – „Rzeźby ceramiczne, które zaprezentuję na wystawie, odwołują się do najlepszych momentów polskiego kina. Będą tu prace nawiązujące do takich filmów jak 'Sanatorium pod Klepsydrą', 'Siekierezada' czy 'Dwaj ludzie z szafą'. Oraz jak zwykle konie i anioły, wszystko z gliny”. Urodzony w Kąkolewnicy w 1969 roku. W drugiej połowie października. W roku 1985 rozpoczął naukę w Technikum Mechanicznym-Obróbka Skrawaniem w Radzyniu Podlaskim. W roku 1987 jesienią, zadebiutował w drużynie Orląt Radzyń. „Pamiętam dobrze, pierwszy mecz w sezonie, graliśmy z LZS Paszenki na wyjeździe. Orlęta spadły do A-klasy i chciały szybko awansować poziom wyżej. Do drużyny wrócili z III ligi Pietia i Żaba, i wszystkim wydawało się, że nie powinno być problemu z wioskowymi ***, jak mówił Pietia a może Żaba. Do przerwy jednak przegrywaliśmy 0:1”. Dwadzieścia jeden lat potem, też jesienią, Arek Szwed zaczął robić koniki z gliny i aniołki też z gliny. I tak już zostało.

© Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi Kazimierz Dolny Janowiec nad Wisłą
Projekt i realizacja: Tomasz Żewłakow