Są aktorzy, o których mówi się, że kamera ich kocha. Błyszczą na ekranie mocą swojego talentu i charyzmy tak, że wprost trudno oderwać od nich wzrok. Są też tacy, którzy wspaniale wypadają na deskach teatru. Naturalną dla nich przestrzenią jest scena, a bezpośrednia relacja z widownią stanowi ważną część ich kunsztu. I jest Andrzej Seweryn – artysta doskonale sprawdzający się w obu, zdawałoby się tak odległych, rodzajach sztuki aktorskiej.
Zacznijmy od teatru. Bohater tegorocznej retrospektywy ukończył w 1968 r. warszawską Państwową Wyższą Szkołę Teatralną. Po studiach związał się ze stołecznym Teatrem Ateneum, gdzie występował aż do 1980 roku. Wybuch stanu wojennego zastał aktora w Paryżu. Mając w pamięci doświadczenia roku 1968, kiedy został aresztowany na kilka miesięcy za kolportaż ulotek skierowanych przeciwko agresji sił Układu Warszawskiego na Czechosłowację, postanowił pozostać na emigracji. Dzięki wielkiemu talentowi i wytrwałej pracy wkrótce zaczął odnosić spektakularne sukcesy. Pracował m.in. z wybitnym reżyserem Peterem Brookiem, a w 1993 r. dołączył do zespołu Comédie Française – jako trzeci obcokrajowiec w historii. Wedle słów Daniela Olbrychskiego, to tak jakby Gérard Depardieu zagrał na deskach Teatru Narodowego Gustawa-Konrada, lub Robert De Niro wyrecytował inwokację „Pana Tadeusza” – posługując się, oczywiście, doskonałą polszczyzną. W 2010 r. aktor na stałe wrócił do Polski. Od przeszło sześciu lat jest dyrektorem Teatru Polskiego w Warszawie.
Jeżeli pokusić się o stworzenie aktorskiego panteonu Andrzeja Wajdy, Seweryn z pewnością miałby w nim ważne miejsce. To w „Ziemi obiecanej” z 1974 r. po raz pierwszy zwrócił na siebie uwagę szerokiej publiczności, a jego kreacja Maksa Bauma, tego „głupiego i sentymentalnego Niemca”, wedle na swój sposób czułego określenia Moryca Welta, wciąż wspaniale kontrastuje z drapieżnością pozostałych lodzermenschów. Seweryn wystąpił u Wajdy jeszcze siedem razy. Szczególnie ważna jest jego rola w „Dyrygencie”, nieco zapomnianym arcydziele kina moralnego niepokoju, w którym aktor wykreował niejednoznaczną postać muzyka pożeranego przez chorą ambicję. Zrekonstruowanego cyfrowo „Dyrygenta” będzie można zobaczyć na tegorocznych Dwóch Brzegach.
W ramach retrospektywy pokazane zostaną także inne polskie filmy z udziałem Andrzeja Seweryna, między innymi jego reżyserski debiut „Kto nigdy nie żył…” oraz „Prymas. Trzy lata z tysiąca” Teresy Kotlarczyk, w którym wcielił się w podwójną rolę: pełnego godności kardynała Wyszyńskiego i jego demonicznego sobowtóra. Nie zabraknie także rzadko pokazywanych w Polsce tytułów zagranicznych. W programie Dwóch Brzegów błyszczą nazwiska wybitnych reżyserów, z którymi Seweryn współpracował: mistrza francuskiej Nowej Fali Alaina Resnais’go („Jeszcze nic nie widzieliście”) oraz laureatów berlińskich Srebrnych Niedźwiedzi: Raoula Ruiza („Genealogia zbrodni”) i Marca Bellocchia („Wyrok”).
Ostatnim dotychczas akordem imponującej kariery Andrzeja Seweryna jest rola Zdzisława Beksińskiego w „Ostatniej rodzinie”. Film Jana P. Matuszyńskiego zdobył dziesiątki nagród na polskich i międzynarodowych festiwalach, a przez znaczną część krytyki został okrzyknięty arcydziełem. Pierwszym zwiastunem tego sukcesu było jednak wyróżnienie Andrzeja Seweryna Srebrnym Lampartem na festiwalu w Locarno. Aktor ciałem, emocjami oraz intelektem, zgodnie z metodą wspomnianego Petera Brooka, w sposób wierny i poruszający odmalował intrygującą postać tragicznie zmarłego malarza. Znów: wprost trudno od niego oderwać wzrok.
Bartosz Marzec
ZNAJDŹ NAS