Maja Kleszcz jest uosobieniem mariażu sztuk. Na Dwa Brzegi przyjechała z muzyczną wariacją na temat sztuk plastycznych. W rozmowie z Edie Maciejewską mówi o swoich artystycznych poszukiwaniach i wymykaniu się definicjom.
Edie Maciejewska: Tak jak Dwa Brzegi i Ty łączysz sztuki. Tworzysz muzykę do spektakli teatralnych i filmową. Czym różni się proces tworzenia muzyki dla teatru lub filmu od tworzenia muzyki wyłącznie dla niej samej?
Maja Kleszcz: Kiedy tworzę muzykę do spektaklu, najczęściej jestem też jego częścią – nie jako aktorka, ale jako performer. Występuję razem z zespołem aktorskim, co bardzo wzbogaca moje doświadczenia – nie tylko muzyczne, lecz także sceniczne. Muzykę tworzymy wtedy wspólnie i musi ona stać się częścią tego zespołu, krwią w naszym krwioobiegu i istotą świata fikcyjnego, który ma powstać na scenie. Wtedy zupełnie porzucam prywatne poszukiwania muzyczne i pracę nad muzyką dla siebie, nad swoimi solowymi projektami. Często pracuję dla efektu, dla grupy. To jest ciekawe i zabiera mnie w rewiry, których pewnie nie odwiedziłabym sama z siebie. Taka synteza sztuk bardzo wzbogaca.
Jak to się stało, że zaczęłaś tworzyć muzykę do spektakli, występować na scenie w performensach i odkryłaś siebie artystycznie w innych formach?
Trochę przez przypadek. Mój dom był wypełniony muzyką etniczną, panafrykańską, czyli jazzem, reggae, rhythm-bluesem. Kiedy zaczęłam pracować jako muzyk otworzyły się przede mną oceany możliwości, poszukiwań. Pojawiła się muzyka dawna i okazało się, że pociąga mnie duża różnorodność gatunków, co w moim zawodzie nie przystoi, bo wtedy nie wiadomo, kto ja jestem.
Ludzie mają problem, jeśli nie mogą Cię włożyć do konkretnej szufladki?
Trochę tak jest. Artyści często wybierają konkretny styl i raczej się w nim utrzymują, a mnie pociągają absolutne ekstrema. Moje spotkanie z teatrem zdarzyło się co prawda przypadkiem, ale moja odpowiedź była bardzo entuzjastyczna i ten świat zupełnie mnie wciągnął.
Jakie masz artystyczne marzenie?
Mam teraz poczucie, że doszłam do jakiejś ściany i muszę coś zmienić.
Znów wywrócić wszystko do góry nogami i spróbować czegoś zupełnie innego?
Coś musi się wydarzyć. To pewnie przyjdzie w naturalny sposób. Czekam, trochę z zaciekawieniem. Na razie realizujemy z Wojtkiem Krzakiem „Makbeta” w teatrze Capitol we Wrocławiu. Będzie to spektakl muzyczny, ale nie musical. Nowa formuła – spektakl dramatyczny, z wyrazistą muzyką rytualną na scenie.
Jest jakiś dźwięk, niekoniecznie instrumentu, który jest Twoim ulubionym? Coś, co jest dla Ciebie inspiracją?
Ostatnio pracowałam przy „Bziku Tropikalnym” na motywach Witkacego i tam mamy jedną improwizację dźwiękową, w której naśladujemy dzikie zwierzęta i to mi najbardziej zapadło w pamięć. Jest jeszcze coś świeżego przede mną. Coś do odkrycia.
Rozmawiała: Edie Maciejewska, GŁOS DWUBRZEŻA
« Debiuty są najciekawsze! NUMER ÓSMY »
ZNAJDŹ NAS