Marcin Koszałka, operator i reżyser filmowy, twórca takich obrazów jak „Takiego pięknego syna urodziłam” czy „Czerwony pająk”, będzie w tym roku członkiem jury Międzynarodowego Konkursu Filmów Krótkometrażowych w Kazimierzu Dolnym. Począwszy od swojego debiutu artysta zajmuje się tematami budzącymi niejednokrotnie niepokój i smutek, które dotykają każdego z nas, ale których często sami nie mamy odwagi poruszać.
Ewa Stasierska: Na oficjalnym plakacie festiwalu Dwa Brzegi widać oko, z jednej strony obraz wpada do niego a z drugiej widać wypadające z niego chmury. Jest to w pewnym sensie metafora tego, że festiwal filmowy przenosi nas w zupełnie inną rzeczywistość. Jak Pan się czuje w tym innym świecie?
Marcin Koszałka: Zawsze lepiej się czuję, kiedy pokazuję jakiś film. Nie mam czasu na jeżdżenie na festiwale w ramach relaksu, najczęściej prezentuję jakiś film. Natomiast zawsze problemem dla mnie jest bycie w jury, ponieważ czuję na sobie odpowiedzialność, żeby po werdykcie czuć się dobrze sam ze sobą.
Na co będzie Pan zwracał największą uwagę przy ocenianiu filmów zakwalifikowanych do konkursu?
Będę zwracał uwagę na wiele aspektów, ale te wybory będą w tym roku o tyle trudne, że nie ma podziału na kategorie. Bez takiego rozgraniczenia decyzja o tym, który z filmów jest lepszy, komplikuje sytuację. Zawsze zwracam uwagę na formę: czy jest świeża, interesująca, przemyślana, ma historię, ale także czy wywołuje emocje. W przypadku filmu fabularnego zwracam też uwagę na prowadzenie aktora, casting.
Czyli szuka Pan świeżości w obrazach młodych twórców?
Szukam przede wszystkim autora. Mimo że w pewnych filmach widoczne są potknięcia, to wolę zagłosować właśnie na filmy autorskie. Nie lubię, kiedy autorzy chcą się podlizać szerokiej widowni – lubię ryzyko i trudne kino, kino wymagające myślenia. W przypadku takich festiwali jak Dwa Brzegi stawia się na kino artystyczne.
Realizuje Pan przede wszystkim filmy dokumentalne, w których najważniejsze są relacje międzyludzkie, śmierć i starość. Czy nie czuje się Pan po części terapeutą tych osób, które biorą udział w tworzeniu filmów? Czy jest coś, na pokazanie czego bohaterowie nie zgadzają się już po obejrzeniu materiału, czego Pan nigdy nie przedstawi w filmie?
W filmie dokumentalnym zawsze stawiałem na rodzaj autoterapii, która dokonywała się na świadomych bohaterach chcących tym filmem coś załatwić. Te z moich filmów, które dotykają tematyki śmierci, stanowiły przygotowanie do własnej śmierci, były jej rozpoznaniem. Nie za bardzo wierzę w to, że kino dokumentalne może kogoś uleczyć lub zmienić mu życie, ale może dać mu chwilę refleksji.
W jednym z wywiadów użył Pan stwierdzenia, że filmowanie jest aktem posiadania. Co to znaczy?
W przypadku filmu dokumentalnego sytuacja jest następująca: większość z filmów, które robię ja lub moi koledzy, to kreacje. Przedstawiamy prawdziwych bohaterów, ale nadal jest to nasz świat. To nie jest reportaż, który ma pokazać historię z każdej strony, dokument de facto wcale nie musi być prawdą. Gdybyśmy chcieli robić takie filmy, jakie tworzą dziennikarze telewizyjni – którzy powinni być obiektywni i wyważyć dokładnie wszystkie strony, czyli nie być po żadnej stronie – nie stworzylibyśmy filmu dokumentalnego. Jego twórca nie musi być obiektywny, nie musi stać po żadnej stronie. Proponuję coś, co jest przetworzone, prezentując tym samym swoją wrażliwość. W związku z tym pojęcie prawdy jest umowne w dokumencie, czasem wręcz niemożliwe do osiągnięcia.
Drugiego sierpnia odbędzie się z Panem w Black Red White Cafe spotkanie zatytułowane Polska Szkoła Dokumentu. Czego będą mogli dowiedzieć się wtedy widzowie?
Na pewno nie będziemy rozmawiali o Polskiej Szkole Dokumentu z punktu widzenia historyków kina i krytyków filmowych. Skupimy się na moim spojrzeniu na filmy dokumentalne i na tym, w jaki sposób ja je robiłem.
Jakiego rodzaju pytania otrzymuje Pan podczas takich spotkań?
Najtrudniejsze są pytania o rzeczy najbardziej intymne – szczególnie, kiedy siedzi się na widowni. Jeżeli ktoś ma ochotę zadać takie pytanie, to robi to po prostu gdzieś na boku. Ci, którzy zadają pytania bezpośrednio po projekcji, chcą wiedzieć jak używałem kamery, jak zrobiłem coś technicznie.
Rozmawiała: Ewa Stasierska, GŁOS DWUBRZEŻA
« Legendy Kazimierza NUMER DRUGI »
ZNAJDŹ NAS