Zaliczany do najwybitniejszych europejskich aktorów artysta charyzmatyczny, obdarzony niezwykłą wrażliwością i niezmiennie zaangażowany w trudne kino. Dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie i reżyser. Andrzej Seweryn jest w tym roku bohaterem sekcji „I Bóg stworzył aktora”.
Na Festiwalu Dwa Brzegi widzowie będą mogli zapoznać się zarówno z międzynarodowym dorobkiem mistrza – jak na przykład z „Jeszcze nic nie widzieliście” twórcy francuskiej Nowej Fali Alaina Resnais czy „Genealogią zbrodni” chilijskiego reżysera Raoula Ruiza – ale również z rodzimymi dziełami mniej znanymi polskiemu odbiorcy. Retrospektywa zostanie uzupełniona o monodram „Wokół Szekspira”, podczas którego widzowie będą mogli uzyskać odpowiedź na pytanie, co Andrzeja Seweryna w Szekspirze fascynuje najbardziej. W piątek aktor wygłosi również „Lekcję kina” w Małym Kinie.
Ewa Stasierska: W niedzielę rozpoczęła się Pańska retrospektywa na Festiwalu Dwa Brzegi. Z którymi z pokazywanych filmów jest Pan szczególnie związany?
Andrzej Seweryn: Mówiąc najprościej jestem związany ze wszystkim, co do tej pory zrobiłem, robię i będę robił. Nie mam ukochanego dziecka, natomiast są dzieci, które mają szczególny charakter, na przykład dwa „drobiazgi”, które publiczność festiwalu Dwa Brzegi już miała lub będzie miała okazję obejrzeć. „Raz, dwa, trzy” Lindsay’a Andersona to film dokumentalny o Polsce, którego część rozgrywa się w szkole teatralnej – na zajęciach z piosenki prowadzonych przez Pana Profesora Ludwika Sempolińskiego – a część na ulicach Warszawy. Jest w tym filmie fragment, w którym ja i Joanna Sobieska śpiewamy piosenkę „Panna Sabina”. Reżyser przyjechał wtedy do Polski, żeby przygotować przedstawienie do obrony w teatrze Współczesnym – z Tadeuszem Łomnickim i Zofią Mrozowską – i spędzał czas na obserwacji społeczeństwa. To jest ładne świadectwo tamtych czasów.
Jaki jest drugi film?
„Deklaracja” André Waksmana, który przyjedzie do nas na festiwal z Nowego Jorku. Został on zrealizowany na podstawie scenariusza Sławomira Mrożka i mam zaszczyt grać w nim u boku Rogera Planchona – wielkiego twórcy teatralnego i świetnego aktora, dyrektora Théâtre Nationale Populaire w Lyon. Film został sfinansowany przez France 3, francuską państwową stację telewizyjną, a prace nad nim rozpoczęły się następnego dnia po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce. Właśnie ten obraz był moją skromną odpowiedzią na 13. grudnia 1981 roku. Ten film ma swoje znaczenie, a polska publiczność nigdy by go nie poznała, gdyby nie inicjatywa Pani Grażyny Torbickiej. Oczywiście jest jeszcze jeden film, „Genealogia zbrodni” Raoula Ruiza oraz przedostatni film Alaina Resnais, „Jeszcze nic nie widzieliście”, w którym grałem ze świetnymi francuskimi aktorami. No i oczywiście obraz Marco Bellocchio, „La Condanna”, czyli „Wyrok”, nagrodzony na festiwalu w Berlinie. To są obrazy ciekawe, można powiedzieć, że są to moje ulubione dzieci, ale nie mam jednego ukochanego.
Retrospektywa „I Bóg stworzył aktora” to bardzo dobra okazja do rozmowy z widzem. Jakie pytania najbardziej Pana zaskakują przy bezpośrednim kontakcie z odbiorcami? Jakie padają najczęściej?
W sytuacji, w której na scenie pojawia się znana osoba, aktor bądź aktorka niby mają przewagę. Ale ta przewaga jest oczywiście złudna. Ludzie są z natury onieśmieleni i w związku z tym często zadają proste pytania. Mądre pytanie sprawia, że stajemy się partnerami w rozmowie. Mogę powiedzieć, że zdarzyło mi się być powiernikiem pewnych wyznań i historii ważnych dla ludzi.
Jest Pan człowiekiem orkiestrą i tytanem pracy, aktorem filmowym, teatralnym, dyrektorem Teatru Polskiego w Warszawie, reżyserem. Czy jest coś jeszcze, co chciałby Pan zrobić w życiu artystycznym lub prywatnym?
Chciałbym, żebyśmy wraz z moją żoną byli szczęśliwi, albo żebyśmy tacy pozostali, ponieważ już tacy jesteśmy. Jeśli chodzi o moje wnuki, to chciałbym z każdym dniem być lepszym dziadkiem niż byłem.
Katarzyna Seweryn: To znaczy: żebyś po prostu miał więcej czasu, bo już jesteś fantastycznym dziadkiem. I żeby nasze dzieci spełniały się w tym, co robią, bo są wspaniałe.
Czy jest film, w którym chciałby Pan zagrać w szczególności?
Już to kiedyś mówiłem, ale chciałbym zagrać rolę, w której obsadziłby siebie Clint Eastwood – to jest moje marzenie.
Rozmawiała: Ewa Stasierska, GŁOS DWUBRZEŻA
« Sztuka luzowania Wtorek na Dwóch Brzegach »
ZNAJDŹ NAS